
Znajdujący się na styku Wilanowa i Wawra rezerwat przyrody Wyspy Zawadowskie utworzony został stosunkowo niedawno, ponieważ w 1998r (celowo używam określenia wskazującego na relatywnie krótki okres, ponieważ cały czas wmawiam sobie, że jesteśmy młodzi, może nawet piękni i upływ lat nas nie dotyczy).




Oprócz zaopiekowania fauną (teren ten stanowi bowiem miejsce gniazdowania i żerowania rzadkich gatunków ptaków oraz zwierząt związanych ze środowiskiem wodnym) jest tam najzwyczajniej w świecie ładnie widokowo. Wysepki, przecinane różnej szerokości i długości “rzeczkami” oraz pokaźnych rozmiarów piaszczyste łachy powodują, że oprócz spaceru można sobie tam po prostu położyć koc i pójść spać. Albo w ten czy inny sposób się zrelaksować. Byle nie drzeć japy, kręcić wiksy, śmiecić, biwakować ani nie robić lokalnych dożynek przy ognisku z koncertem muzyki chodnikowej w tle (aaaaa, kto pamięta to określenie? no dobra, jesteśmy jednak starzy :().





Tak czy siak każdy znajdzie coś dla siebie, ponieważ całość terenu zajmuje powierzchnię 530,28 ha, czyli mały on nie jest. Kluczowe, aby przebywać jedynie w miejscach do tego przeznaczonych. Co ciekawe można tam uprawiać żeglugę. Co prawda wyłącznie po ustalanym przez służby wodne szlaku, no ale nadal. Na stronie Fundacji Wisła wyczytaliśmy dodatkowo, że codziennie z Portu Czerniakowskiego można udać się tam na trzygodzinny rejs w ramach mazowieckiego safari. Nie wiemy jak w czasie pandemii z dostępnością tej atrakcji (w zasadzie to w czasie pandemii nie wiemy niczego poza tym np. ile dokładnie centymetrów fugi znajduje się w naszej łazience), aczkolwiek z opisu całkiem fajnie to wygląda. Pozwolę sobie przytoczyć fragment zamieszony na stronie fundacji: “(…) wiry wycinają w dnie osiemnastometrowe studnie, na których dnie stukilowe sumy spokojnie czekają na żer. Archipelag Wysp Zawadowskich jest jednym z najcenniejszych przyrodniczo miejsc w stolicy Polski. Wisła trzy razy szersza niż w Śródmieściu, a to wciąż Warszawa. Bieliki przylatują tu aż z Kępy Radwankowskiej, by upolować gniazdujące na jednej z wysp mewy. Często spotkać można czarnego bociana i czaplę. Bobry pozują do zdjęć. Wracamy o zachodzie słońca, księżyc łapiąc w pomarańczowe liny mostu Siekierkowskiego”.






Oprócz części wodno- plażowej znajdziecie również w rezerwacie świetne miejsca na zwykłą pieszą czy rowerową wycieczkę, najlepiej koroną wału przeciwpowodziowego. Oprócz tego można pohasać sobie po okolicznych łąkach, zwłaszcza, gdy ma się psa z niespożytymi pokładami energii. Dodatkowo na terenie rezerwatu organizowane są spacery z przewodnikiem, przy czym trzeba się na bieżąco dowiadywać co nasz wspaniały rząd odnośnie tego typu aktywności kwestii akurat postanowi. Jak powszechnie bowiem wiadomo w kościele covidem zarazić się nie można, ale w lasach czy parkach ryzyko wzrasta o 100 procent.




Bez względu jednak na to czy w pojedynkę, czy też z profesjonalnym ornitologiem, nogami, na rowerze czy łódką, rezerwat ten naprawdę warto odwiedzić. W zasadzie o każdej porze dnia. My jeszcze nie byliśmy tam o zachodzie słońca, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten błąd naprawić.



Na koniec wisienka na torcie, przynajmniej dla tych co lubią spędzać czas cokolwiek nietypowo. Otóż rzut beretem od Wysp Zawadowskich znajduje się opuszczony szpital psychiatryczny Zofiówka. Ale o tym kiedyś w odrębnym poście- bo warto takowy temu miejscu poświęcić.

