Dobrze i w przyzwoitych cenach zjeść nad polskim morzem, jak mieliśmy okazję się przekonać w miniony weekend, wcale nie jest łatwo. Rybę albo traficie pyszniutką albo niestety zaserwowaną w grubej na dwa palce, doprawionej glutaminianem sodu panierze, świeżości mocno wątpliwej. Kwestia ruletki (po rewelacjach żołądkowych można wręcz rzec, że rosyjskiej). Jeśli oczekujecie dań nieco bardziej gourmet musicie się przygotować na konkretne wywietrzenie portfela. Są też rzecz jasna pizze, makarony, sushi i burgery, ale nie jeść darów morza przy samej plaży toż to czysta profanacja.
Nocowaliśmy w Juracie. Niestety nic nam tam nie pasowało, dlatego zaczęliśmy rozpytywać o godne polecenia knajpy w okolicznych miejscowościach. Kilka osób zasugerowało odwiedzenie położonego przy ul. ks. Bernarda Sychty 64 Urwis House. Jak się okazało – strzał w 10. Dlaczego?
- psiolubne miejsce – kelnerka na wstępie przyniosła Julkowi miskę z wodą.
- stoliki ustawione na zewnątrz są tak zmyślnie zabudowane, że mimo skrawu na zewnątrz, siedzieliśmy w przyjemnym chłodzie.
- pyszne jedzenie.
Zamówiliśmy kopytka z łososiem i kaparami. Niezbyt często jadam na mieście te małe kluchy, albowiem jestem zdania, że nikt nie potrafi ich robić i w smaku nie dorastają do pięt tym mojej Mamie. Tu dorosły. A ten sos. Lekki i sycący zarazem. Pycha.
Na danie główne zażyczyliśmy sobie muli po francusku. Była tez wersja tajska i bodajże włoska. Miodzio. Coś wspaniałego! Porcja gigantyczna, nawet podwójne się trafiały.
Wszystko popiliśmy orzeźwiającym piwem lemoniadowym. Czy mogło być lepiej?
4. w menu wege pozycje
5. ceny bardzo ok
6. sympatyczna obsługa
7. nie trzeba było długo czekać.
To co, wybierzecie się?