Mazury kochamy, wiadomo jednak, że nie zawsze da radę je odwiedzić. Nawet w czasach, gdy praca zdalna stała się normą, a nie tylko ekskluzywną możliwością, bywa to mocno utrudnione (zamykanie agroturystyki i niewielkich nawet pensjonatów w ramach walki z pandemią COVID-19 nie należy, naszym zdaniem, do najmądrzejszych, a na pewno nie kluczowych z punktu widzenia całości procesu pomysłów. Ale co my tam wiemy…). Dlatego z uporem szukamy miejsc niedaleko Warszawy, które pozwolą nam na nawet jednodniowy wypad nad wodę. Świetnym przykładem takiej wycieczki jest rezerwat ornitologiczny Stawy Raszyńskie, położony po obu stronach Alei Krakowskiej między Raszynem (a to niespodzianka ;)), a Jankami. Przy okazji dobra wiadomość dla niezmotoryzowanych – można tam dojechać komunikacją podmiejską (wysiadka na IMUZ 01 lub Puchały 02).





Wszystkich stawów znajdziecie tam w sumie 11, przy czym pierwsze z nich zostały utworzone w 1784 roku, sam rezerwat zaś powstał tam dopiero w 1978r. Całość zajmuje powierzchnię ponad 100 ha i tyleż samo liczbowo można w nim napotkać gatunków ptaków. Jednym słowem prawdziwy raj dla ornitologów. Najlepiej obserwować je z jednej z trzech wież widokowych, ułożonych wzdłuż szlaku pieszego. Ze ścieżki tej, zgodnie z powszechnymi rezerwatowymi regułami, nie należy też zbaczać, bo nigdy nie wiemy na jakiego przedstawiciela fauny możemy akurat natrafić, a zwłaszcza w jak ważnym dla niego momencie życiowym (np. w okresie wysiadywania jaj czy wychowu piskląt).


Co istotne- nie tylko miłośnicy natury będą zadowoleni z proponowanego przez nas spaceru. Omawiany obszar obejmuje również falenicki pałac z XVII wieku, wzniesiony przez starostę piaseczyńskiego. Ponieważ pomysłodawca obiektu zaprzyjaźniony był z dworem króla Zygmunta III, władca ten nierzadko gościł na terenie posiadłości. Zresztą nie on jeden – następnie bywalcami pałacu byli także m.in. Jan III Sobieski czy też Stanisław Poniatowski.




My jednak jesteśmy przede wszystkim przyrodolubni, dlatego najbardziej jaraliśmy się widokami. Woda, drzewa, łąki. Tak naprawdę można tam śmiało spędzić dobrych kilka godzin i nawet nie poczuć zmęczenia w nogach. Jest naprawdę magicznie i dość mikroklimatycznie. Plus sam fakt, że tuż obok znajduje się trasa na Katowice, wielkie miasto, hipermarkety, cały ten zgiełk – a my wchodzimy niczym do Narni. Cali na biało.




W rezerwacie byliśmy raz, w listopadzie 2020, gdy w powietrzu czuć było powolne przygotowywanie się do snu zimowego. Z chęcią wrócimy tam na spacer na wiosnę, gdy z kolei przyroda budzi się na nowo. Nawet nie umiem sobie wyobrazić piękna tego miejsca w czasie zazieleniania i wystrzału wszystkimi kolorami tęczy. Howgh!

