Czasem jest tak, że chcemy po prostu odpocząć. Wyładować walizkę książkami, położyć się na leżaku i przez 6 dni wstawać jedynie na posiłki. Bywa, że nie możemy sobie pozwolić na egzotyczną podróż, tak ze względu na finanse, jak i ograniczenia czasowe. Niekiedy zaś okoliczności życiowe pozwalają jedynie na mało obciążającą wyprawę – małe dziecko nieprzywykłe do jeżdżenia stopem, nieznajomość języków obcych, czy kłopoty zdrowotne uniemożliwiające podejmowanie dalekosiężnych wojaży. Wtedy właśnie ma sens all inclusive w ciepłym kraju gwarantującym piękne plaże z mącznym piaskiem, czyste morze, niezliczone sporty wodne i egzotyczne okoliczności natury. I taka właśnie jest Tunezja.
Ja wiem, że teraz wszyscy się boją. Jak nie wirusa Zika czy AH1N1 to porwań albo zamachów. Niestety wydarzenia ostatnich miesięcy wyraźnie pokazują, że wszędzie może dojść do tragedii (nawet w Austrii, czyli jednym z 10 krajów wytypowanych przez National Geographic jako najbezpieczniejsze destynacje, gdzie nieszczęśliwym trafem możesz wynająć kwaterę u copycata Frtiza). Dlatego ZAWSZE przed podjęciem decyzji o podróży warto wejść na stronę Ministerstwa Spraw Zagranicznych i poczytać o bieżącej sytuacji w państwie, które chcemy odwiedzić albo skontaktować się z ambasadą prosząc o szczerą odpowiedź.
My zdecydowaliśmy się kilka lat temu na tygodniowy wypoczynek w tej afrykańskiej mekce turystycznej ze względu na fakt, iż dopiero powoli dochodziłam do siebie po wypadku i wszelkiego rodzaju ekstremalne wyprawy pt. eksplorowanie Nepalu, zupełnie nie wchodziły w grę. Tu natomiast, po odjęciu tzw. „dni lotniskowych”, mogliśmy pełne trzy dni przeznaczyć na leniuchowanie z książką, drugą zaś część wywczasu na krótkie wycieczki po okolicy. Naprawdę dobre rozwiązanie.
Jadąc do Tunezji na pewno nie musicie się martwić o standard hotelu- w najgorszym wypadku będzie Was co najmniej satysfakcjonował. Ten, w którym my nocowaliśmy oraz kilka wskazówek znajdziecie w recenzji.
Ten kraj żyje z turystów, o nich dba, im się tu nadskakuje, co niestety wielu prymitywnych przedstawicieli różnych narodowości wykorzystuje, aby przez chwilę poczuć przedziwnie rozumianą “wyższość”. To bardzo żenujące i niesamowicie krzywdzące dla ludzi, którzy za wikt i opierunek tyrają dzień i noc, aby zapewnić hotelowym gościom wakacje idealne. Dlatego zachęcam do zostawiania napiwków kelnerom, osobom sprzątającym, boyom- zazwyczaj jest to ich jedyne wynagrodzenie pieniężne, które wysyłają swoim rodzinom.
Na terenie samych kompleksów nudzić się nie będziecie. Całodzienne animacje gwarantują rozrywki dla małych i tych nieco większych. Z niektórych naprawdę warto skorzystać, tak jak chociażby z morskiego aquaerobiku czy siatkówki wodnej. Trochę gorzej ma się sprawa z wieczornymi show, bo to zlepek siermiężności, alkoholu i brylantyny. Ale czasem można natrafić na naprawdę interesujący pokaz, jak na przykład fakira, którego asystent – o czym byłam nieskończenie długie minuty przekonana- przepołowił gilotyną.
Jeśli mimo to atrakcji będzie Wam za mało poszerzycie sobie ich wachlarz za dolary, dzięki którym będziecie mogli poszaleć w powietrzu albo kupić coś od przemykającego nielegalnie po hotelowej plaży handlarza, sprzedającego naturę martwą lub martwą dopiero co.
Gdy już zaś wykorzystacie wszystkie animacyjne opcje i przeczytacie wszystkie przytargane z Polski książki, możecie ruszać w nieznane. Proszę się absolutnie nie przejmować – po przekroczeniu hotelowych murów nie natraficie na Predatora ani 40 rozbójników. A na pewno nie w ciągu dnia.
Jeśli już to będziecie pewno osaczeni przez licznych handlarzy i innych biznesmenów, którzy będą próbowali Wam sprzedać w zasadzie wszystko, łącznie z Waszą żoną. Uważajcie natomiast na cwaniaków, którzy po szybkiej lustracji all inclusivewowej opaski wiedzą gdzie nocujecie, mówią, że Was znają i kojarzą z plaży i że pokażą Wam chętnie sklep stryjecznej ciotki przyrodniego brata Ahmeda Abudla. Porażeni prażącym słońcem idiotycznie daliśmy się na ten myk nabrać. Po obejrzeniu szafy pełnej kryształów, złotych ozdób, owczych kapci (sic!) i wyplataniu dywanu do jadalni grzecznie podziękowaliśmy za zakup czegokolwiek. Nie znam tunezyjskiego, ale zakładam, że żegnała nas wiązanka przekleństw.
My mieszkaliśmy na obrzeżach Sousse, czyli trzeciego co do wielkości tunezyjskiego miasta. Do centrum z większości hoteli można się dostać minibusem albo taksówką, w zależności od tego ile mamy w sobie pokładów cierpliwości do stania w pełnym słońcu na przystanku. Gdy już dojedziemy możemy udać się na shopping do medyny, czyli dzielnicy w której mieści się bazar, obejrzeć muzułmański klasztor zwany ribatem albo wspiąć na ascetyczny Wielki Meczet, z którego widać całe miasto.
My poszliśmy również do portu, celem ochłodzenia się nieco po włażeniu na zabytki. Tam też jeden z nagabywaczy usilnie próbował nam wcisnąć rejs statkiem. Gdy podziękowaliśmy, jako alternatywę zaproponował zdjęcie z potężnym sokołem. Również nie byliśmy zainteresowani, więc oddaliliśmy się w stronę pobliskiego dworca, rozmawiając o cenie biletów. Gdy chłopak usłyszał w jakim języku się komunikujemy krzyknął na odchodnym “Super zdjęcie, bo zaje*isty sokół”. Żyłka marketingowca silnie wyczuwalna.
Pociągiem porównywalnym do naszej SKMki można natomiast za grosze dotrzeć do oddalonego o ok 15 km od Sousse Monastyru, czyli portowego miasta z okazałym ribatem Harthema, którego okolice kojarzyć mogą fani takich filmów jak “Żywot Briana” czy “W pustyni i w puszczy” (dość groteskowe połączenie). Do ribatu przylega Wielki Meczet z minaretem o podstawie kwadratu. Wszystko fajnie i pięknie, jak się wyrusza do Monastiru rano, my trafiliśmy tam po południu, więc główne obiekty naszych zainteresowań były zamknięte. Jeśli zdarzy Wam się to samo- no worry, można się jeszcze powłóczyć po bardzo przyjemnych uliczkach i chłonąć miejscowy folklor.
Na ostatnią wycieczkę wybraliśmy się do oddalonej o 10 km od centrum dzielnicy Sousse, a jednocześnie największego portu jachtowego w Tunezji- Port El Kantaoui. To nowoczesne, na wskroś turystyczne miejsce, z architekturą wzorowaną na tradycyjnych biało – niebeskich budynkach, pełne jest ekskluzywnych hoteli, pól golfowych, przepięknych rezydencji. Nawet sprzedawcy są mniej nachalni, a ich produkty po prostu uroczo pasują do całości.
To na tyle jeśli chodzi o Tunezję. Czy ze względów bezpieczeństwa można tam teraz jechać? Nie wiemy. Czy to kraj, który należałoby zupełnie wykreślić ze swojej mapy podróżnika? Trudno nam powiedzieć. A może sytuacja jest spokojna na tyle, że turyści niebawem znowu będą tłumnie ruszać w tamtym kierunku Jeśli tak – zachęcamy do skorzystania z naszych porad odnośnie łączonego wypoczynku 3+3. Było naprawdę ok.